Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fashion photography. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fashion photography. Pokaż wszystkie posty

środa, 6 marca 2013

Norman Parkinson's photos at the National Theatre

Wspominałam Wam ostatnio, że wybieram się na wystawę prac Normana Parkinsona. Dla tych, którzy nie wiedzę - Parkinson to jeden z tych fotografów mody, którego zasług dla tej sztuki nie może zakwestionować żaden maluczki czy wielki. Z jego twórczości korzystają wszyscy po dziś dzień, bo w końcu niezbyt często zdarza się artysta, który postanawia wywrócić swoją dziedzinę do góry nogami.
 Wystawa zorganizowana w National Theatre jest związana z obchodami 100 rocznicy urodzin fotografa. Możecie sobie więc wyobrazić, w jakich czasach rozpoczynał on swoją karierę. Miły starszy pan na wystawie uraczył mnie historyjką o używanych w tamtych czasach aparatach (tak, były to właśnie te ogromne wehikuły, w których fotograf przykrywał się czarną płachtą, żeby zrobić zdjęcie).

Parkinsona czekało więc nie lada wyzwanie. Jak mówił sam artysta, jego zadaniem było przeniesienie sztywnych modelek jednej pozy ze studia w prawdziwy świat. Bohaterowie jego zdjęć mogli skakać, śmiać się, mogli robić wszystko, aby prace nie były po prostu nudne. A jednak Parkinsonowi udało się zachować klasę i wyrafinowanie w swoich pracach.

Hołd artyście składają wszyscy członkowie modowego przemysłu. W marcowym numerze brytyjskiego Vogue oprócz zdjęć Cary Delevigne znajdziemy też artykuł, czy raczej zbiór wspomnień o Parkinsonie.



Ja mogę powiedzieć Wam, że dobrze jest czasem spojrzeć na świat oczami takiego oryginała jak Norman Parkinson. Musiał on być obdarzony niezwykłym poczuciem humoru, wystarczy spojrzeć na zdjęcie powyżej (tak, to na którym widzimy "roześmianego" konia), a jednocześnie talentem tak ogromnym, że mógłby rozdzielić go pomiędzy setki dzisiejszych aspirujących fotografów (bez urazy, ale wśród całej tej rzekomej "twórczości" ciężko jest nawet dostrzec prawdziwe złotka). Jego zdjęcia są jak obrazy, absolutnie magiczne. W dodatku każde z nich jest inne, przy każdym można zatrzymać się i na swój sposób zrozumieć wizję autora. Moje (chyba, ciężko w końcu wybrać tylko jedno) ulubione, to modelka w kostiumie kąpielowym:
Zanotujcie - to nie były czasy Photoshopa! Nie było szansy poprawić urody kobiet tak bardzo jak teraz (uwierzcie mi, z bliska widać wszystkie niedoskonałości). A jednak Parkinson potrafił uchwycić prawdziwe, naturalne piękno. Może jest to dla nas nauczka, że jednak nie każda kobieta powyżej 170 cm wzrostu godna jest miana modelki? W dzisiejszym świecie zdajemy się zawsze pamiętać, że wszystko można poprawić. Wtedy przed obiektywem stawały piękności z nieskazitelną cerą, brakiem cellulitu i naturalnym wcięciem w talii. Nie było powodu, by zarzucać komuś nienaturalność, a modelki mogły po prostu stanowić wzór do naśladowania. Czasem wydaje mi się, że zbyt szybko o tych rzeczach zapominamy.

Cóż, pozostaje tylko mieć nadzieję, że znajdą się godni następcy prawdziwego artysty, że sztuka będzie miała szansę rozbłysnąć jasnym światłem po raz kolejny :) A wystawę z całego serca polecam wszystkim tym, którzy będą mieli okazję odwiedzić Londyn w najbliższych dniach. Jest ciepło i ślicznie!





niedziela, 6 stycznia 2013

Kobietą fotografa być, czyli backstage dzisiejszej sesji :)

Bycie kobietą fotografa ma swoje ogromne zalety (można chociaż raz w życiu być zadowolonym ze swojego wyglądu na zdjęciu :p), ale ma też jeszcze większe wady. Przede wszystkim ten sprzęt walający się po mieszkaniu! Cokolwiek bym nie zrobiła i tak zawsze jest go za dużo. A na dodatek - tylko własny facet każe Ci doświetlać modelkę nawet o to nie prosząc. I co z tego, skoro gdy efekty są zadowalające, wiem dobrze, że warto było się trochę pomęczyć.


A jak wygląda przygotowanie do sesji? Hmm... Tym razem było bardzo długie. Przede wszystkim dlatego, że potrzebne nam było tło zrobione z gazet, którego przygotowanie było czasochłonne i wymagające wielu starań.

Przy okazji, zapomniałam wspomnieć. Będąc kobietą fotografa nieustannie narażamy się na przestawianie z kąta w kąt, to tu to tam, bo on chce wypróbować światło. I nie pomaga tłumaczenie, że nie jestem modelką, że nie lubię błysku lampy, a już na pewno nie lubię oglądać się na zdjęciach. W końcu zacznę się sobie podobać na fotografiach, podobno. Na razie na zdjęciach zasłaniam twarz, co czasem owocuje całkiem dobrym efektem. Wczorajsze zdjęcie z próby światła dzisiaj dostało się na stronę vogue.it :)


A czasem czuję się, jakbym to ja była modelką. Na przykład wtedy, kiedy umieram z głodu, bo pracujemy! Jeśli tak się czuje modelka, to ja cieszę się, że obdarzono mnie jedynie 164 centymetrami wzrostu.





Mam tylko nadzieję, że warto się poświęcać. Poczekamy na ostateczne wyniki sesji, wtedy się przekonamy.